sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział 2 cz. 2

 Późno, ale nadal sobota. :)


Von Libera pośpiesznie wyszedł z budynku biblioteki i skierował się na bramę. W czasie gdy przemierzał dziedziniec, niektórzy z braci przeszli już poza mury. Na ich czele stał opat, który czynił znak krzyża jakby dostał wizji wszystkich duchów piekielnych. Wymówił cicho słowa modlitwy „requiem aeternam...”. Profesor przeciskał się między gapiami, jednak nie był gotowy na widok, który czekał na niego.
Na ziemi leżało ciało młodej dziewczyny. Nogi oraz rozkrzyżowane ręce były przywiązane do drewnianych kołków wbitych do podłoża. Zwłoki umieszczono pośrodku wypalonego w trawie pentagramu wpisanego w okrąg. Na każdym ramieniu mieściła się wypalona świeca.
Dziewczynę ubrano w granatową sukmanę przepasaną w pasie białą szarfą. Na wysokości serca mieściła się krwawa plama. Włosy niewiasty były wilgotne, lepiły się do czoła i karku. Oczy szeroko otwarte wyrażały przerażenie. Oblicze zeszpecił grymas bólu i agonii.
Niedługo po tym jak klasztor został zaalarmowany przyjechała policja. Odgrodzono miejsce zbrodni by ciekawscy nie zadeptali śladów. Opat kazał braciom wrócić do swoich zajęć, sam natomiast został by udzielić wszelkich potrzebnych informacji.
Osobą, która znalazła zamordowaną okazała się młoda kobieta. Zmierzała właśnie na nabożeństwo w klasztornym kościele gdy wiedziona przeczuciem skręciła w stronę wschodnich murów. Niewiele mogła powiedzieć śledczym. Jedynie to, że rozpoznała w ofierze jedną ze swoich uczennic. Była bowiem nauczycielką polskiego.
Dziewczyna nazywała się Jadwiga Nowakowska, uczęszczała do publicznego liceum w pobliskim mieście. W tym roku miała pisać maturę. Nauczycielka opisała ją jako spokojną, miłą oraz uczynną. Choć ostatnio zaczynał pasować do niej frazeologizm, że cicha woda brzegi rwie.
Albowiem do grona pedagogicznego zaczęły dochodzić niepokojące wieści, że owa wzorowa uczennica była widziana w nieciekawym towarzystwie, na imprezach, raz nawet trawiła na miejscowy komisariat z powodu picia w miejscu publicznym.
  • Wie pan, panie władzo, jak to z młodzieżą w tym wieku. - Ciągnęła nauczycielka. - Ojciec policjant, matka kuratorka, więc dziewczyna się buntowała. Ale nigdy nie zaniedbywała szkoły. - Dodała jakby chciała choć trochę obronić tę, która już nic nie mogła powiedzieć na swoją obronę.
  • Wie pani z kim ostatnio się zadawała? - Dopytywał policjant.
  • To była grupka tych dresiarzy co to wałęsają się po mieście. Podobno pochodzą z osiedla na Targach. - odpowiedziała kobieta rozkładając ręce. - Nic więcej o nich nie wiem.
  • Dobrze, dziękuję. - Powiedział policjant notując coś w notesie.
Inny funkcjonariusz przesłuchiwał opata. Ten jednak niewiele mógł wnieść w sprawę. Dziewczyna nie należała do parafii prowadzonej przez zgromadzenie. Czasami widywał ją na zakonnym cmentarzu gdzie odwiedzała grób swojego wujka, który był bratem. Przy tej okazji zamienił z nią kilka słów, ale w większości były to kurtuazyjne rozmówki.
  • Dobrze, a czy ojciec pozwoli byśmy porozmawiali zresztą braci? - zapytał policjant.
  • Oczywiście, ale wątpię, by mogło to pomóc. - odrzekł opat.
  • Możliwe, że któryś z nich widział kogoś podejrzanego kręcącego się w pobliżu klasztoru.
Tym wszystkim rozmową przysłuchiwał się profesor. Jednakże najciekawszą informację usłyszał w rozmowie koronera z jednym z funkcjonariuszy. „Zgon nastąpił w okolicach północy” - tak brzmiała owa wiadomość. „Czyli niedługo po nocnej wizycie w moim pokoju” pomyślał von Libera.
Kiedy o tym rozmyślał, rzuciło mu się w oczy, że jeden z braci nie posłuchał opata i nadal stał za policyjną taśmą. Pomimo zimnych powiewów nie miał na sobie kurtki. Co prawda coraz bliżej było wiosny, nawet większość śniegu stopniała, to jednak takie działanie szybko mogło zakończyć się w klasztornej infirmerii.
Kiedy spojrzenia profesora i mnicha spotkały się tamten spuścił wzrok, po czym odszedł speszony. Von Liberze wydało się, że było w nim coś znajomego.
Profesor postanowił wrócić do biblioteki. Usiadł i oparł głowę na dłoniach. Nie wiedział co myśleć o tych wydarzeniach. To zabójstwo wytrąciło go z równowagi. Był pewny, że było to dzieło wampira. Kiedy tak rozmyślał nagle dał się słyszeć dzwon.
Nie było to nic niezwykłego. W końcu odzywał się kilka razy dziennie wzywając braci na modlitwy. Jednak tym razem odezwał się o dziwnej porze. Profesor zauważył, że bibliotekarz zrobił znak krzyża i dało się słyszeć ciche „requiem aeternam”.
Brat Hieronim popatrzył na profesora i widząc jego pytające spojrzenie, wyjaśnił.
  • To oznacza, że ktoś ze zgromadzenia zasnął w Panu.
  • Zasnął w Panu? - Profesor podniósł brew.
  • Umarł. - odparł tamten wzruszając ramionami. - Muszę pana przeprosić, ale w tej sytuacji muszę udać się do kapituły, więc zamykam.
  • Dobrze. - Von Libera wstał ze swojego miejsca. - Nie mogę brać udziału w obradach? - zapytał po chwili wahania.
  • Raczej nie dopuszczamy do forum osób postronnych... - Odparł mnich, ale dodał po namyśle. - Musiałby pan zapytać ojca opata.
Oboje opuścili bibliotekę i przeszli do budynku kapituły. Przed wejście spotkali się z wchodzącym opatem.
  • Ojcze, pan profesor chciałby uczestniczyć w ogłoszeniu. - Powiedział brat Hieronim.
  • Co proszę? - Opat aż się zatrzymał w półkroku.
  • Oczywiście, jeśli to możliwe. - Wtrącił się von Libera.
  • Cóż, kiedyś musi być ten pierwszy raz. - Stwierdził opat. - Ale po co to panu?
  • Chciałbym zobaczyć jak wygląda forum w zgromadzeniu.
  • Dobrze. Ale będzie musiał pan zachować milczenie. - Przestrzegł ojciec.
  • Wedle woli ojca.
  • Niech pan zajmie miejsce z tyłu. - Powiedział opat odchodząc.
Sala kapituły została zbudowana na planie koła. Stelle braci układały się w okręgi. Naprzeciw wejścia znajdowało się krzesło opata. Kiedy wszyscy bracia już przyszli, opat wstał i stanął na środku. Przez chwilę panowała cisza. Brat Jeremiasz podał mu pastorał mitrę i stułę. Wtedy podniósł głowę i przemówił.
  • Jak pewnie się domyślacie jeden z braci wyprzedził nas w drodze do naszego Ojca. - Rozpoczął ojciec uderzając pastorałem w posadzkę. - Tym szczęśliwcem jest brat Humarius, nasz pustelnik. Odszedł w wieku 104 lat, po 80 latach życia konsekrowanego. Był dla nas wzorem i pozostanie w naszych serach do końca. Proszę by był obecny w waszych modlitwach. Jego pogrzeb odbędzie się w sobotę. I w tej sprawie musimy zdecydować. Ostatnią wolą brata Humariusa było to, że chciał być pochowanym w trumnie.
  • Ale to wbrew tradycji naszego zakonu. - odezwał się jeden z mnichów.
  • Wiem o tym bracie Filipie. - odparł opat opierając się o pastorał. - Jednak zważając na to, że takie było ostatnie życzenie brata postanowiłem poddać to pod głosowanie. Tak więc głosujmy.
Większość podniosła dłonie.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 2 cz.1

Z lekkim opóźnieniem, ale wczoraj jakoś zaspałem z tym. ;)

„Requiem aeternam x 2”



Minęły trzy dni od przybycia Josepha von Libery do klasztoru. Przez cały ten czas siedział pogrążony w lekturze starych manuskryptów i starodruków. Trzeba było przyznać, że nie była to zbytnio wciągająca lektura.
Ponieważ klasztor nie był zbytnio często odwiedzany przez badaczy, ani opaci nie odczuwali potrzeby skatalogowania zbiorów, to też wchodząc do biblioteki miało się przed sobą prawdziwą stajnię Augiasza. Jedyną osobą, która potrafiła się w niej rozeznać był brat bibliotekarz. Był on osobą w średnim wieku, z wianuszkiem włosów wokół głowy. Chudy, niemal kościsty, jakby jego jedynym pokarmem było wdychanie bibliotecznego kurzu.
Uczony wrócił pamięcią do chwili gdy zawitał w bibliotece.
  • Czego sobie pan życzy? - Brat Hieronim zapytał gdy profesor ledwo przekroczył próg.
  • Szukam czegoś o historii tego miejsca, legend oraz prywatnych zapisków braci. - Odpowiedział von Libera gdy podszedł do kontuaru.
Mnich podrapał się w zamyśleniu po łysej głowie. Widać było, że intensywnie otwiera szufladki w mózgu szukając odpowiednich fiszek. Po chwili zniknął za regałami nucąc jakąś pieśń pod nosem. Profesor rozpoznał w niej utwór pod tytułem „Na smentarzu mieszkać będę...”. Von Libera uznał, że chyba każdy z tutejszych braci ma jakąś swoją dziwność i lepiej nad tym się nie zastanawiać.
Po około 15 minutach brat Hieronim wrócił pchając wózek wypełniony knigami wielkości atlasu.
  • Pierwsza dostawa: kroniki, dziennik z XVII wieku oraz notesy opatów. - Powiedział zadowolony z siebie.
Od tego czasu von Libera zaanektował jeden ze stołów czytelni. Przejrzał setki stron, dziesiątki rozdziałów i nie natrafił na żadną wzmiankę, która nawiązywałaby do legendy o wampirze. Profesor z coraz bardziej gasnącym zapałem przewracał kolejne kartki szukając bezskutecznie jakiegokolwiek śladu kainity.
Pod koniec trzeciego dnia, kiedy to słońce brało się do zachodzenia, a profesor chciał odłożyć czytaną książkę coś przykuło jego uwagę. Był to zapis w księgach prowadzonych przez brata medyka. Wzmianka brzmiała tak:
Rocznica poświęceni Bazyliki Laterańskiej, święto, Roku Pańskiego 1468. Brat furtian przyprowadził chorego – Vulnus ictum s. punctatum na wysokości serca, jednak nie zagrażająca życiu, nie naruszono płuc ani serca. Brak pulsu, bardzo niska temperatura ciała...”
Von Libera oprał się na krześle i popatrzył w przestrzeń. „Czyżby jednak...” pomyślał. Przewróciwszy stronę wrócił do lektury.
...Stwierdziłem zgon jednak kiedy przyszedł opat pacjent otworzył oczy i rozmawiał z Ojcem... Może się pomyliłem?”
Nie zwracając uwagi na chrząkanie brata Hieronima dającego wyraźne znaki, że pora wracać do pokoi, profesor czytał po wielokroć ten sam tekst. Iskierka nadziei rozpaliła wnętrze uczonego. Chciał skakać ze szczęścia. W końcu coś co dawało szansę potwierdzenia. Co prawda nikłą, ale zawsze jakąś.
Tego wieczoru profesor po raz pierwszy z zadowoleniem kładł się spać. Marzył, że uda mu się potwierdzić rodzinną legendę i dokończy dzieła swoich przodków. Bo trzeba wiedzieć, że rodzina von Libery nie była zwyczajna. Profesor należał do prastarego rodu łowców. Jego gałąź specjalizowała się w łapaniu wampirów. Jednak problem polegał na tym, że był ostatnim, z tej odnogi rodu. Inną sprawą było to, że sam nie do końca wierzył w te wszystkie opowieści. Był to dla niego pewien rodzinny folklor, ale nie podzielał entuzjazmów rodziców i ich rodzeństwa gdy prezentowali swoje osikowe kołki, srebrne bronie, krzyże i relikwiarze.
Uczony zasnął dość szybko. Przez niewielkie okno przeświecał księżyc w pełni. Oprócz tej odrobiny światła w pokoju panowała ciemność. Zdawało się nawet, że w jednym z kątów ciemność była gęstsza niż w innym miejscach.
Profesor otworzył oczy, czując jakiś wewnętrzny niepokój. Ciemna masa z kąta podniosła się tworząc wysoką postać ubraną w długie szaty, z zaciągniętym kapturem na głowie. Von Libera podniósł się na łóżku.
  • Kim jesteś? - zapytał.
  • Tym kogo szukasz, drogi profesorze. - Głos nieznajomego odbijał się lekkim echem, choć był on ledwo dosłyszalnym szeptem.
  • Wampir! - Profesor chwycił leżący na stoliku nocnym krucyfiks i wyciągnął go przed siebie.
  • Odpuść sobie... Nie przyszedłem zrobić ci krzywdy. - odparł spokojnie.
  • Nie wierzę ci. - odpowiedział uczony nadal ściskając krzyż.
  • Nie musisz. - Postać uśmiechnęła się i w blasku księżyca błysnęły dwa potężne kły. - Odejdź z tego klasztoru i zostaw nasze sprawy w spokoju. - W głosie wampira zagrzmiała groźba.
  • A jeśli nie? - Odrzekł hardo von Libera.
Uśmiech znikł z twarzy nocnego przybysza i dało się słyszeć coś na wzór warkotu. Ciało nieznajomego zaczęło się rozmywać i na powrót stawać się ciemną mgłą. Nagle postać skoczyła na profesora. Ten zdążył tylko krzyknąć.
Następnym co dotarło do świadomości uczonego to dźwięk budzika i kościelne dzwony wzywające braci na pierwsze modlitwy. Von Libera wstał zlany zimnym potem. Nie wiedział co myśleć o nocnym koszmarze. Doszedł do wniosku, że to po prostu podświadomość spłatała mu figla i po wczorajszym odkryciu nagrodziła go takim snem.
Kiedy z powrotem znalazł się w bibliotece zaczął szukać wczorajszej księgi. Jednak nie było jej na stole. Podszedł do brata Hieronima i zapytał o nią. Ten odparł, że w zbiorach nie ma takiej książki.
  • Przecież wczoraj ją czytałem. - odparł profesor.
  • Znam na pamięć wszystkie tytuły jakie są w tych zbiorach. Na pewno nie ma tutaj zapisków medyka z XV wieku. - upierał się mnich.
Profesor odszedł i usiadł na swoim miejscu. Zaczął się zastanawiać czy i wczorajsze odkrycie nie było częścią jego snu. Jednak był pewnym, że poprzedniego dnia trzymał książkę w dłoniach.
Z jego rozmyślań wyrwał go straszliwy krzyk, który rozległ się za murami klasztoru. Był to krzyk przerażenia, połączony z rozpaczą.

sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 1 cz. 2

Pokoje gościnne mieściły się w zachodnim skrzydle dormitorium. Pomieszczenie, do którego zaprowadził profesora mnich był niewielki. Mógł liczyć jakieś 4 na 3 metry plus wnęka w prawej ścianie. Mieściło się tam jednoosobowe łóżko, biurko z krzesłem oraz mała szafka. U nóg łóżka umieszczono klęcznik. Na prawo od wejścia znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki.
Izba posiadała jedno okno wychodzące na wewnętrzny ogród, gdzie mnisi spędzali swoje wolne chwile. W jego środku znajdowała się figura Matki Bożej otoczonej krzewami różnokolorowych róż. Ścieżki przecinały się pod kątem prostym tworząc razem z roślinnością geometryczny wzór. Profesor zapatrzył się trochę, tak że brat Jeremiasz musiał chrząknąć znacząco.
  • Miał Pan odwiedzić jeszcze brata Humariusa. - Przypomniał mnich. - Wolałbym Pana zaprowadzić zanim wybije dwunasta, bo potem muszę iść na Anioł Pański.
  • Oczywiście. - Profesor otrząsnął się z zamyślenia. Położył walizkę obok łóżka i wyszedł.
  • Klucz jest w drzwiach, więc może Pan zamykać pokój gdy wychodzi gdzieś, ale wątpię by miano coś Panu ukraść. - Poinformował gościa brat Jeremiasz. - Może Pan wychodzić poza mury klasztoru, jednak prosimy by informować o wyjściu brata furtiana.
  • Dobrze, coś jeszcze?
  • To najważniejsze punkty. Zaleca się jeszcze by uczestniczyć z braćmi w oficjach, ale skoro przybył pan tu zawodowo, to pewnie Ojciec Opat zwolni Pana z tego obowiązku. - Po tych słowach profesor miał pewność, że brat Jeremiasz słyszał całą rozmowę z opatem. Zaczął się zastanawiać czy to częsty nawyk mnicha.
  • Gdzie znajdę archiwa? - zapytał von Libera.
  • W bibliotece. - Odparł mnich, po czym, widząc pytanie w oczach gościa dodał. - Ją samą natomiast znajdzie Pan na prawo od kapituły czyli drugi budynek obok kościoła.
Dalsza droga minęła w milczeniu. Przemierzyli całe połacie pół uprawnych, które o tej porze roku odpoczywały do następnego sezonu. Wszystko spoczywało pod białą pierzyną. W oddali czernił się niewielki budynek. Profesor na początku myślał, że to jakaś szopa na narzędzia. Jednak kiedy przybliżyli się okazało się, że to budynek mieszkalny bez okien.
  • Dlaczego pustelnia nie ma okien? - Zdziwił się von Libera.
  • Kiedyś miała, ale pustelnicy zgłaszali problem, że ciekawscy zaglądają do środka i komentują stan posiadania braci. - Wyjaśnił brat. - Prośby opatów nie pomagały, więc postanowiono je zamurować.
Profesor pokiwał głową, ale kiedy patrzył na mury budynku to wydawało mu się, że są jednolite pod względem cegły. Jednak postanowił zachować to zastrzeżenie dla siebie.
Po chwili stanęli pod drzwiami brat Jeremiasz zapukał. Po drugiej stronie dało się słyszeć szmery oraz szczęk zamka. Odrzwia uchyliły się, a w szparze pokazała się postać w białym habicie. Stała z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
  • Witaj, bracie Gabrielu. - Przywitał się mnich prowadzący profesora. - Czy brat Humarius jest w stanie rozmawiać?
  • Trzyma się jeszcze, ale wątpię by długo to potrwało. - Brat Gabriel pokręcił ze zrezygnowaniem głową. - Wejdźcie, lecz nie nie męczcie go zbyt długo. Ja wracam do infirmerii.
Nasza dwójka weszła do środka, a drugi mnich poszedł drogą, którą oni przyszli.
Wnętrze przedstawiało się dość mrocznie. Wszechobecną ciemność rozpraszały słabe lampy. W krótkim korytarzu zostawili płaszcze i przeszli do pokoju sypialnego. Sypialnia była mniej więcej tych samych rozmiarów co pokój profesora. Właściwie wyglądała tak samo, z tą różnicą, że we wnęce zamiast biurka znajdowała się szafa.
Na łóżku leżał człowiek przykryty grubą kołdrą. Był tak blady, że jego siwa głowa praktycznie nie odcinała się od białej pościeli. Miał zamknięte oczy, prawdopodobnie spał. Jego klatka piersiowa nieznacznie się unosiła, pokazując, że w pustelniku tli się jeszcze iskra życia. Palce dłoni, splecione na piersiach, dopełniały wrażenia, że ma się do czynienia z ciałem na marach. Jednak profesor zauważył, że usta samotnika poruszają się bezgłośnie.
Gdy przekroczyli próg powieki anachorety się podniosły. Przekręcił lekko obliczę w stronę drzwi i przemówił.
  • Bracie, kogóż to przyprowadziliście? Nie poznaję tego mężczyzny. - Powiedział ledwo dosłyszalnym szeptem, przerywając wypowiedź co drugie słowo.
  • To profesor von Libera... - Przedstawił go mnich.
  • Profesor Joseph von Libera. - Wtrącił się profesor.
  • Witam czcigodnego profesora w moich skromnych progach. - Pustelnik uśmiechnął się lekko i wyciągnął kościstą dłoń w jego kierunku. Uczony uścisnął ją i odwzajemnił uśmiech. - Joseph von Libera... Znam skądś to nazwisko... - Czoło ascety zmarszczyło się.
  • Moja rodzina pochodzi z tych stron.
  • Ah tak. - Oblicze mężczyzny rozpogodziło się. - To wasz ród musiał uciekać stąd podczas potopu szwedzkiego?
  • Tak, wojska zniszczyły cały majątek mojej rodziny i musieliśmy przenieść się do Anglii.
  • Współczuję... A w jakiej sprawie przychodzicie do starego pustelnika?
  • Podobno jest brat najstarszym żyjącym tutaj człowiekiem.
  • Możliwe... - Brat Humarius wzruszył z trudem ramionami. - Ale nie stójcie tak nade mną. Usiądźcie. - pustelnik wskazał niewielki taboret stojący pod ścianą. Profesor posłusznie usiadł przysunąwszy go do łóżka. - Dawno już przestałem liczyć wiosny, które widziałem. - Asceta wrócił do przerwanego tematu.
  • A może pamięta brat legendę o wampirze, który zamieszkał w tym klasztorze? - Zapytał profesor z nadzieją w głosie.
  • Wampir?... W klasztorze? - Pustelnik utkwił spojrzenie w suficie. Nie odzywał się dłuższą chwilę, tak, że brat Jeremiasz się zaniepokoił.
  • Bracie, wszystko w porządku?
Pustelnik spojrzał na mnicha nieprzytomnym wzrokiem, jednak po chwili pokręcił głową, jakby wracając świadomością do ciała.
  • Tak, jest dobrze. - Odpowiedział i przeniósł wzrok na profesora. - Pamiętam. Była ona przebojem w czasach mojego nowicjatu. Jednak chyba nie wierzycie w jego istnienie?
  • Nie, ja tylko badam genezę powstania tej legendy. - Wytłumaczył się uczony.
  • Zostawcie ją samą sobie. To historia, która ma dwa oblicza.
  • To znaczy?
  • Wszystko zależy od tego kto ją opowiada...


piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 1 cz. 1

Witajcie Drodzy Czytelnicy, miało być w sobotę, ale akurat znalazłem wolną chwilkę, więc wrzucam teraz. ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba.

 

„Do brata Innocentego”

Kolejny mroźny poranek, kiedy to brat Cyryl zasuwał z łopatą po dziedzińcu walcząc z wiatrakami. A dokładniej z padającym śniegiem. Ów nie chciał dać za wygraną i nieprzerwanie wirował spadając z nieba, które zasnuło się grubą warstwą chmur.
Pomimo swej przegranej pozycji brat furtian nie poddawał się. Zdawać się mogło, że nic nie przerwie tej bitwy równie upartych przeciwników, gdy do bramy ktoś zastukał. Brat Cyryl spojrzał smutno na swego adwersarza i potruchtał by otworzyć gościowi.
Okazał się nim średniego wzrostu mężczyzna, ubrany w czarny garnitur i ciemny płaszcz do kolan. Twarz miał obojętną, nie zdradzającą żadnych emocji. Choć na widok furtiana uśmiechnął się lekko, skłaniając głowę w powitalnym geście.
  • Szczęść Boże. - Przywitał się brat Cyryl zastawiając sobą przejście do klasztoru. - W czym mogę pomóc?
  • Ja do ojca opata. Jestem umówiony. - wyjaśnił lakonicznie przybysz, mówiąc z angielskim akcentem. - Gdzie mogę zaparkować auto?
  • Proszę wjechać na dziedziniec. Zaraz otworzę bramę. - odparł furtian oraz zaczął szamotać się ze starym zamkiem. „Mogliby w końcu go wymienić...” marudził w myślach brat.
Gdy w końcu uporał się z niesforną kłódką wszedł do furty i zatelefonował.
  • Halo? - Odezwał się głos w słuchawce.
  • Tu Cyryl, ojcze. - przedstawił się brat. - Przyjechał właśnie jakiś mężczyzna, mówi, że jest z ojcem umówiony.
  • Jak wygląda?
  • Średni wzrost, w płaszczu, wiek zaawansowany... - brat Cyryl zastanowił się chwilę co jeszcze charakterystycznego mógł powiedzieć o gościu. - Prawdopodobnie obcokrajowiec.
  • Ah, już wiem. Zaprowadź go do mojego gabinetu. - Po drugiej stronie dało się słyszeć stukot odkładanej słuchawki.
  • Proszę iść za mną. - Powiedział mnich gdy wyszedł do czekającego przybysza. Nieznajomy zrobił jak mu kazano. Przeszli w milczeniu przez dziedziniec, weszli do klauzury i znaleźli się w pokojach opata.
  • Proszę! - Odezwał się głos za drzwi po tym jak brat Cyryl zapukał. - Szczęść Boże. - przywitał się opat gdy gość wszedł. - Profesor von Libera, tak? - Zapytał podając dłoń na przywitanie.
  • Owszem.
  • Proszę usiąść. - Opat wskazał krzesło naprzeciwko biurka. - Przyznam szczerze, że nie za bardzo zrozumiałem w jakim celu pan do nas przyjechał. - Zagadnął usiawszy na swoim fotelu. - Pański list był dość enigmatyczny.
  • Chyba nie ma sensu wciskać kitu, że przyjechałem na rekolekcje. - Profesor podrapał się po brodzie. - Prowadzę badania.
  • A tak trochę jaśniej?
  • Badam jak powstawały różne legendy, a specjalizuję się w podaniach słowiańskich. - Wyjaśnił strzepując jakiś paproch na ubraniu.
  • I jaki związek mają owe bajki z klasztorem? - Opat pochylił się nad biurkiem unosząc jedną brew.
  • Cóż, mój ród wywodzi się z tych stron. Istnieje w mojej rodzinie przekaz sięgający czasów renesansu.
  • O czym on mówi?
  • O wampirze, który ukrył się w tych murach przed łowcami. - W tym momencie przybysz spojrzał w oczy opata i dokończył. - Miał potem przywdziać habit i żyć tutaj pod ochroną opatów.
  • Ciekawa historyjka. - Opat oparł się i złożył ręce w piramidkę. - A czego pan oczekuje ode mnie?
  • Pozwolenia na przeglądniecie klasztornych archiwów oraz na rozmowę z co starszymi braćmi.
  • Niech będzie. - zgodził się mnich. - Ale tylko co do pierwszej części prośby. Żyjemy tutaj w odseparowaniu od świata, więc proszę nie zakłócać spokoju moim współbraciom.
  • To może chociaż z najstarszym?
  • Najstarszy jest tutejszy pustelnik, ale wątpię by panu pomógł. - Stwierdził opat nie zmieniając pozycji.
  • Dlaczego?
  • Ma 104 lata, jest pod tlenem oraz cierpi na poważną demencję... - Wyjaśnił opat. - Ale skoro ma panu to pomóc proszę do niego zajść. Powinien ucieszyć się z odwiedzin.
Opat spojrzał na drzwi po czym zawołał. - Bracie Jeremiaszu! - Za drzwiami coś się zakotłowało i po chwili odrzwia uchyliły się nieśmiało.
  • Słucham, Ojcze Opacie. - W głosie mnicha wręcz dało się słyszeć użycie dużych liter przy tytułowaniu.
  • Skoro już tu jesteś to proszę zaprowadzić naszego szacownego gościa do pokoju gościnnego, a następnie do brata Humariusa.
  • Tak jest, Ojcze Opacie. - Miało się wrażenie, że jeszcze chwila a brat Jeremiasz zasalutuje.
  • A! Jeszcze jedno. - powiedział opat gdy brat chciał wyjść.
  • Tak, Ojcze Opacie?
  • Niech brat zaniesie tę szklankę, którą chowa brat za plecami, do kuchni i umyje ją. - Na te słowa mnich zrobił się czerwony oraz starał się jakoś wyjaśnić sytuację, ale Opat podniósł dłoń i brat zamilkł.
  • Proszę zająć się gościem. - Powiedział spokojnie opat, a profesor wstał z krzesła.
  • Niech Pan pójdzie na mną. - brat Jeremiasz zwrócił się do przybysza.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Prolog

Oto początek historii, mam nadzieję, że Was zaciekawi. Następne rozdziały postaram się wrzucać co sobotę. Miłej lektury. :)

Anno Domini 1468

Historia ta zaczyna się w zimną, listopadową noc. Śnieżne zaspy pokrywały są pierzyną cały krajobraz wzgórz. W niewielkiej dolinie spoczywał przytulony do skał klasztor. Już w ów czas był wiekowym monastyrem. Założony w pierwszych wiekach przez św. Augusta z Rzymu istniał nieprzerwanie pomimo wojen i najazdów.
Wysoki budynek dormitorium ustępował swą wielkością tylko kościołowi, z którym był złączony. We wnętrzu murów znajdowały się jeszcze takie budynki jak kuźnia, herbarium, biblioteka oraz inne budynki stricte klasztorne jak kapituła oraz refektarz. Wszystko wzniesiono z szarego kamienia, choć co nowsze dobudowania były z cegły. Taki powiew nowoczesności.
Dzwony wzywały braci na nocne oficja gdy ktoś zaczął się dobijać do drzwi furty. Brat furtian marudząc pod nosem kto mógł chcieć czegoś od klasztoru o tak pogańskiej porze szedł spełnić swoje obowiązki. Kiedy otworzył zatoczył się na niego mężczyzna w czarnym płaszczu.
  • Odejdź stąd, pijaku! - Zawołał furtian myśląc, że to jeden z gości pobliskiej karczmy pomylił klasztor ze swoim domem. Odepchnął go i chciał wezwać kilku braci na pomoc, gdy wtem odezwał się nieznajomy.
  • Nie jestem pijakiem... - wystękał. - Potrzebuję... pomocy.
Kiedy wypowiadał te słowa furtian dostrzegł krew na koszuli przybysza oraz na jego rękach. Przeżegnał się na ten widok i chwycił nieznajomego pod ramię. Zaprowadził go do infirmerii gdzie polecił medykowi opatrzyć rany gościa, a sam pobiegł po ojca opata.
  • Ojcze! - Wykrzyknął od progu kościoła. Biegiem pokonał oddzielającą go odległość od postaci opata.
  • Cóż się stało, bracie Marcinie? - odezwał się szeptem przełożony. - Nie zapominaj gdzie jesteś.
  • U bram...
  • Hannibal? - Na te słowa brat Marcin trochę się zmieszał. Nie rozumiał bowiem żartu opata. Jednak po chwili pokręcił przecząco głową.
  • Nie, umierający. - Wyjaśnił. - Zaprowadziłem go do brata Rafaela.
  • Dobrze... - opat zamyślił się drapiąc się po brodzie. - Zajdę do niego zaraz po oficjum. A teraz wróć na swoje miejsce.
Furtian skłonił się lekko i odszedł. Wtedy opat zaintonował psalm.
Gdy wszystko się skończyło ojciec opat wszedł do infirmerii. Brat Rafael wskazał mu jedno z łóżek. Przysiadł na jego krańcu. Nieznajomy leżał nieprzytomnie. Blada twarz nie odstawała od pościeli odcinając się tylko aureolą czarnych włosów.
Przełożony klasztoru położył dłoń na ramieniu gościa. On natomiast natychmiast otworzył oczy. Były błękitne jak letnie niebo.
  • Ojcze...- wychrypiał.
  • Słucham. - schylił się by lepiej słyszeć. - Wyznaj swoje grzechy, bo jesteś już blisko naszego Pana.
To co powiedział gość potem utonęło w kaszlu i westchnieniach. Jednak o charakterze jego słów świadczyć mogło to, że opat cały zbladł i co chwila wykonywał znak krzyża. Po spowiedzi kazał przenieść mężczyznę do jednej z cel i zabić w niej okno deskami.

Powitanie

Witam wszystkich czytelników.

Skoro to czytacie to jakimś trafem znaleźliście się na stronie mojego bloga - opowiadania. Serdecznie chcę was powitać i pokrótce przedstawić zarys fabuły.
Fabuła jest mniej więcej taka: wampir schronił się w murach zakonnych przed rodem łowców. Kilka wieków później ostatni przedstawiciel tego rodu zjawia się w klasztorze. Zbiega się to w czasie gdy w okolicy dochodzi do serii tajemniczych morderstw. Wszystko wygląda na jakiś rytuał. Wampir stara się rozwikłać sprawę zabójstw i jednocześnie nie wydać swojej tożsamości.

Mam nadzieję, że uda mi się skończyć tę historię. Liczę również na waszą pomoc. Miłej lektury. :)