Witajcie Drodzy Czytelnicy, miało być w sobotę, ale akurat znalazłem wolną chwilkę, więc wrzucam teraz. ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba.
„Do brata Innocentego”
Kolejny mroźny poranek, kiedy to brat Cyryl zasuwał z łopatą po
dziedzińcu walcząc z wiatrakami. A dokładniej z padającym
śniegiem. Ów nie chciał dać za wygraną i nieprzerwanie wirował
spadając z nieba, które zasnuło się grubą warstwą chmur.
Pomimo swej przegranej pozycji brat furtian nie poddawał się.
Zdawać się mogło, że nic nie przerwie tej bitwy równie upartych
przeciwników, gdy do bramy ktoś zastukał. Brat Cyryl spojrzał
smutno na swego adwersarza i potruchtał by otworzyć gościowi.
Okazał się nim średniego wzrostu mężczyzna, ubrany w czarny
garnitur i ciemny płaszcz do kolan. Twarz miał obojętną, nie
zdradzającą żadnych emocji. Choć na widok furtiana uśmiechnął
się lekko, skłaniając głowę w powitalnym geście.
- Szczęść Boże. - Przywitał się brat Cyryl zastawiając sobą przejście do klasztoru. - W czym mogę pomóc?
- Ja do ojca opata. Jestem umówiony. - wyjaśnił lakonicznie przybysz, mówiąc z angielskim akcentem. - Gdzie mogę zaparkować auto?
- Proszę wjechać na dziedziniec. Zaraz otworzę bramę. - odparł furtian oraz zaczął szamotać się ze starym zamkiem. „Mogliby w końcu go wymienić...” marudził w myślach brat.
Gdy w końcu uporał się z niesforną kłódką wszedł do furty i
zatelefonował.
- Halo? - Odezwał się głos w słuchawce.
- Tu Cyryl, ojcze. - przedstawił się brat. - Przyjechał właśnie jakiś mężczyzna, mówi, że jest z ojcem umówiony.
- Jak wygląda?
- Średni wzrost, w płaszczu, wiek zaawansowany... - brat Cyryl zastanowił się chwilę co jeszcze charakterystycznego mógł powiedzieć o gościu. - Prawdopodobnie obcokrajowiec.
- Ah, już wiem. Zaprowadź go do mojego gabinetu. - Po drugiej stronie dało się słyszeć stukot odkładanej słuchawki.
- Proszę iść za mną. - Powiedział mnich gdy wyszedł do czekającego przybysza. Nieznajomy zrobił jak mu kazano. Przeszli w milczeniu przez dziedziniec, weszli do klauzury i znaleźli się w pokojach opata.
- Proszę! - Odezwał się głos za drzwi po tym jak brat Cyryl zapukał. - Szczęść Boże. - przywitał się opat gdy gość wszedł. - Profesor von Libera, tak? - Zapytał podając dłoń na przywitanie.
- Owszem.
- Proszę usiąść. - Opat wskazał krzesło naprzeciwko biurka. - Przyznam szczerze, że nie za bardzo zrozumiałem w jakim celu pan do nas przyjechał. - Zagadnął usiawszy na swoim fotelu. - Pański list był dość enigmatyczny.
- Chyba nie ma sensu wciskać kitu, że przyjechałem na rekolekcje. - Profesor podrapał się po brodzie. - Prowadzę badania.
- A tak trochę jaśniej?
- Badam jak powstawały różne legendy, a specjalizuję się w podaniach słowiańskich. - Wyjaśnił strzepując jakiś paproch na ubraniu.
- I jaki związek mają owe bajki z klasztorem? - Opat pochylił się nad biurkiem unosząc jedną brew.
- Cóż, mój ród wywodzi się z tych stron. Istnieje w mojej rodzinie przekaz sięgający czasów renesansu.
- O czym on mówi?
- O wampirze, który ukrył się w tych murach przed łowcami. - W tym momencie przybysz spojrzał w oczy opata i dokończył. - Miał potem przywdziać habit i żyć tutaj pod ochroną opatów.
- Ciekawa historyjka. - Opat oparł się i złożył ręce w piramidkę. - A czego pan oczekuje ode mnie?
- Pozwolenia na przeglądniecie klasztornych archiwów oraz na rozmowę z co starszymi braćmi.
- Niech będzie. - zgodził się mnich. - Ale tylko co do pierwszej części prośby. Żyjemy tutaj w odseparowaniu od świata, więc proszę nie zakłócać spokoju moim współbraciom.
- To może chociaż z najstarszym?
- Najstarszy jest tutejszy pustelnik, ale wątpię by panu pomógł. - Stwierdził opat nie zmieniając pozycji.
- Dlaczego?
- Ma 104 lata, jest pod tlenem oraz cierpi na poważną demencję... - Wyjaśnił opat. - Ale skoro ma panu to pomóc proszę do niego zajść. Powinien ucieszyć się z odwiedzin.
Opat spojrzał na drzwi po czym zawołał. - Bracie Jeremiaszu! - Za
drzwiami coś się zakotłowało i po chwili odrzwia uchyliły się
nieśmiało.
- Słucham, Ojcze Opacie. - W głosie mnicha wręcz dało się słyszeć użycie dużych liter przy tytułowaniu.
- Skoro już tu jesteś to proszę zaprowadzić naszego szacownego gościa do pokoju gościnnego, a następnie do brata Humariusa.
- Tak jest, Ojcze Opacie. - Miało się wrażenie, że jeszcze chwila a brat Jeremiasz zasalutuje.
- A! Jeszcze jedno. - powiedział opat gdy brat chciał wyjść.
- Tak, Ojcze Opacie?
- Niech brat zaniesie tę szklankę, którą chowa brat za plecami, do kuchni i umyje ją. - Na te słowa mnich zrobił się czerwony oraz starał się jakoś wyjaśnić sytuację, ale Opat podniósł dłoń i brat zamilkł.
- Proszę zająć się gościem. - Powiedział spokojnie opat, a profesor wstał z krzesła.
- Niech Pan pójdzie na mną. - brat Jeremiasz zwrócił się do przybysza.
Ciekawie się zaczyna... choć jeśli mogę wyrazić swoją opinię to przydałoby się na początku jakieś "szarpnięcie" jak morderstwo.. czy "wampira cień" ;) ale.. czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPV