Trochę spóźnione, ale matura is coming. ;)
„Nocne marki”
Do pogrzebu została godzina. Profesor z ciekawości postanowił
zajrzeć do kaplicy przedpogrzebowej. W momencie, w którym wszedł
bracia kończyli modlić się koronką do Miłosierdzia Bożego. W
krótkiej chwili pomieszczenie opustoszało, gdyż mnisi musieli udać
się na jedno z oficjów.
Von Libera został jeszcze chwilę i przyglądał się freskom.
Większość z nich pamiętała jeszcze początki klasztoru. Artysta,
który zajmował się ich malowaniem trochę wyprzedzał swoją
epokę. Wizerunki na ścianach przestawiały ludzi różnych stanów
tańczących wraz z szkieletami.
Uczony miał już wychodzić gdy coś rzuciło mu się w oczy, więc
podszedł do trumny. Była ona trochę dziwna, przypominała te z
westernów. Profesor domyślał się, że została wykonana w murach
klasztoru. Wiedział przecież, że jeden z braci był stolarzem i ma
warsztat.
Jednak to co zaciekawiło von Liberę to to, że wieko zabito. I to
nie małymi gwózdkami, ale potężnymi gwoździami. Profesor dotknął
ich, ale w tej samej chwili usłyszał mocne chrząknięcie za sobą.
Obróciwszy zobaczył jednego z mnichów niosącego kilka bukietów
róż.
- Proszę nie dotykać trumny. - Powiedział z wyrazem zgorszenia.
- Przepraszam. - Odpowiedział von Libera odsuwając się na bok. - Ale dlaczego zabiliście wieko?
- Takie było zarządzenie opata. - Odparł tamten wzruszając ramionami. - Pewnie chodziło o to by nie zsunęło się podczas przenoszenia.
Mnich wziął kilka flakonów stojących przy ścianie i włożył do
nich róże.
- To były jego ulubione kwiaty. - Powiedział bez związku brat.
- Byliście blisko? - zapytał von Libera.
- Był moim ojcem duchownym. - Odparł brat wycierając oko. - To dzięki niemu zostałem mnichem.
- Możesz mi coś o nim opowiedzieć? - Zainteresował się profesor.
- Co tu dużo mówić. - Powiedział ze wzruszeniem. - To był święty człowiek. Pamiętam go z czasów gdy był już na wózku. Dlatego rzadko wychodził z pustelni. Ostatni raz na moje śluby wieczyste... - Szloch przerwał wypowiedź mnicha, który musiał usiąść. - Przepraszam. - zwrócił się do profesora gdy już się trochę uspokoił.
- Proszę nie przepraszać. Rozumiem co brat czuje. - Von Libera usiadł obok.
- Muszę się przygotować do pogrzebu. Będzie pan uczestniczyć?
- Myślę, że tak.
- W takim razie do zobaczenia. - Pożegnał się brat.
Sam pogrzeb przebiegał bez żadnych niezwykłości. Profesor trzymał
się z boku i starał się nie rzucać w oczy. Zauważył, że w
uroczystościach brało udział wielu ludzi. Wszystkie okoliczne
miejscowości miały swoich przedstawicieli, kilka nawet przyjechało
autokarami.
Gdy procesja doszła do wykopanego grobu von Libera spostrzegł, że
nie on jeden trzyma się na uboczu. Jeden z braci robił wszystko by
wtopić się w tłum, ale przez to był jeszcze bardziej widoczny.
Profesor rozpoznał w nim mnicha, który stał przy taśmie
policyjnej.
- Czy ja brata skądś nie znam? - Zagadnął.
- Ćśśś. - Upomniał go mnich. - Trwa pogrzeb.
Po tych słowach przeszedł bliżej celebransa, który intonował
ostatnie słowa „Salve Regina”. Po tym udzielił błogosławieństwa
i ogłosił, że zaproszeni goście są proszeni, żeby udać się do
refektarza. Brat Jeremiasz podszedł do profesor i powiedział mu, że
również jest zaproszony.
- Ja?
- Tak, takie było życzenie brata Humariusa. - Odparł mnich.
- Ale dlaczego? - Zdziwił się von Libera
- Nie wiem, brat Humarius miał zwyczaj nie tłumaczyć się ze swoich postanowień. - Odrzekł brat Jeremiasz. - Chyba, że Ojcu Opatowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz