środa, 11 maja 2016

Rozdział 3 cz. 2,5

Witajcie, poprzedni rozdział był trochę krótkawy, więc ten jest dłuższy. :) Wstawiam dzisiaj, bo w sobotę mam maturę (jak i jutro) i kurs, więc cały dzień zajęty. Miłej lektury. ;)


Refektarz był dużym pomieszczeniem o sklepieniu radialnym. Posadzka była czarno-białą, skośną szachownicą. Stoły zostały ułożone w literę U i nakryto je białymi obrusami. Krzesła pamiętające wiele pokoleń mnichów ustawiono po obu ich stronach. Ich oparcia były rzeźbione oraz wykonane z litego drewna. Opaci każdorazowo stwierdzali, że nie opłaca się je wymieniać na nowe, więc zabytki służyły codziennym potrzebom braci.
Goście zasiedli na swoich miejscach, na obu skrzydłach, opat wraz z braćmi usiadł przy poprzecznym stole. Profesorowi wskazano miejsce obok opata. Po drugiej stronie przełożonego siedział ów mnich, którego von Libera rozpoznał na pogrzebie. Sztywno wyprostowany, z rękami ukrytymi w rękawach habitu. Miał jasną twarz, czarne włosy o krótko obstrzyżone, ale nie za bardzo. Udawało mu się je zaczesać na prawy bok, tworząc przedziałek w 4/5 wysokości skroni. Niebieskie oczy wpatrywały się w przestrzeń przed sobą.
W tym momencie opat wstał i gestem dłoni uciszył zebranych. Gdy już zapanowała cisza, opat odchrząknął oraz zaczął mówić.
  • Witam was wszystkich... - zaczął i przerwał przesuwając wzrokiem po zebranych. - Smutny powód zebrał nas tutaj. Wielu z nas znało brata Humariusa niemal od zawsze, był jednym z tych elementów naszego życia, który był, jest i zdawałoby się, że nieprzerwanie będzie. Jednak śmierć dotyka każdego - w tym miejscu opat znów zrobił przerwę. - Ale nie smućmy się, wierzymy przecież, że doczesna śmierć jest początkiem. Początkiem wiecznej chwały w Niebie. - Po tym wstępie przełożony klasztoru ciągnął dalej. - Za chwilę zostanie podany poczęstunek, zgodnie z tradycją. Przedtem jednak chciałbym ogłosić kilka spraw. Po pierwsze, nowym pustelnikiem w tym murach zostaje brat Anastazy – krewny zmarłego. Ceremonia ślubów pustelniczych odbędzie się w niedzielę. Wszystkie zapiski, zgodnie z ostatnią wolą, zostały zniszczone. Jednak jeden zeszyt miał ocaleć. Wedle prośby to pan ma go otrzymać. - W ostatnim zdaniu opat zwrócił się do profesora.
  • Ja?
  • Owszem, oto on. - Przełożony wyciągnął cieniutki, bordowy notes formatu A5. Był dosyć podniszczony na rogach, ale sprawiał wrażenie solidnego. Von Libera przyjął go nadal zdziwiony. - A teraz pomódlmy się przed posiłkiem. - Opat zwrócił się do wszystkich, po czym uczynił znak krzyża.


***
Brat Anastazy modlił się po cichu w kościele. Kiedy przez okna zaczęło padać światło przesunął się w cień. Oto przyszedł ten dzień. Za kilka godzin miał zostać pustelnikiem. Zastąpi swojego wuja (właściwie brata dziadka) i będzie mieszkał poza dormitorium. Co prawda, był profesem od prawie pięciu lat, ale nadal czuł się trochę nieswojo we wspólnocie.
Nie wiedział, że temu wszystkiemu przyglądał się profesor. Gdy mnich wychodził ze świątyni ten poszedł za nim. Okazało się, że brat poszedł do gabinetu opata. Przed zapukaniem rozejrzał się, ale nie dojrzał von Libery. Profesor przysunął się do drzwi i przyłożył ucho.
  • Na pewno nic nie podejrzewa? - Nieznany głos najpewniej należał do brata Anastazego.
  • Robimy co w naszej mocy... - Odezwał się opat.
  • Kto pozwolił by miał w ręce dziennik brata Rafaela? - Dał się słyszeć wyrzut.
  • Wiesz, że brat Hieronim żyje czasem swoim życiem, kiedy jest wśród książek... - Odparł opat. - Przypomniałem mu co powinien dawać profesorowi.
  • A jak o nim mowa... - Głos zdawał się bliższy niż przedtem. Von Libera szybko schował się za zakrętem korytarza. Usłyszał jak otwierają się drzwi od gabinetu. - Dziwne, dałbym głowę, że kogoś wyczuwałem.
  • Pewnie ci się zdawało. - Opat wzruszył ramionami.
  • Może... - Brat Anastazy zamknął ponownie drzwi.
Profesor wycofał się do swojego pokoju. Teraz miał pewność, że klasztor coś przed nim ukrywa. Postanowił zacząć śledzić brata Anastazego zaraz po ceremonii. Spojrzał na zegarek, dochodziła dwunasta, czyli miał jeszcze pół godziny. Postanowił udać się do ogrodu.
Usiadł na jednej z ławek, naprzeciwko niego siedział sędziwy mnich, który trzymał w ręku różaniec. Jego widok przypomniał von Liberze o notesie od brata Humariusa. Wyciągnął go i zaczął czytać. Pierwsze strony zajmowały łacińskie teksty modlitw. Profesor przerzucał je bez zaciekawienia. Później były różne zapiski dotyczące ksiąg Pisma Świętego. Uczony miał już odkładać notatnik gdy pod jego koniec zobaczył nagłówek „Dla profesora von Libery”.
Już miał zacząć czytać gdy odezwał się dzwon wzywający na Mszę. Von Libera chciał ją sobie odpuścić, ale przypomniał sobie, że ma obserwować dziwnego mnicha. Ruszył w kierunku kościoła. Przed świątynią zebrała się grupka wiernych. O czymś dyskutowali.
  • Nie wiedziałam, że brat pustelnik miał jakiś krewnych... - Mówiła starsza kobieta. - Nie pamiętam, by ktoś go kiedyś odwiedzał.
  • Kryśka, daj spokój. - Odezwał się jakiś mężczyzna w garniturze. - Znów tworzysz jakieś teorie spiskowe.
  • Mówię jak jest. - Obraziła się staruszka.
  • Mówisz co ci ślina na język przyniesie... - Wtrącił tamten. - Przecież brat Anastazy od kiedy się pojawił to informował, że jest krewniakiem brata Humariusa. Jak dla mnie to nawet trochę za często... - Dodał po chwili.
Profesor wszedł do kościoła. Główną nawę przystrojono białymi różami. Tuż przed balaskami ustawiono klęcznik i krzesło. Ceremonia miała się zacząć za kilka minut. Celebracji przewodniczył miejscowy biskup. Procesja mnichów wchodziła według starszeństwa braci. Na samym jej końcu szedł brat Anastazy.
Mnich zajął miejsce przed prezbiterium. W tym czasie chór braci śpiewał „Media vita”, von Libera musiał przyznać, że sztuce celebracji klasztor nie miał równych. Bracia usiedli w stellach i zaczęła się liturgia. Po trochę przydługich pozdrowieniach zaczęły się lekcje mszalne. Profesor nie skupiał się zbytnio na nich. Do jego świadomości dotarło jedynie pierwsze zdanie „Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym (...)”.
Potem zastąpiło wyłączenie się i mechaniczne odpowiadanie w czasie psalmu. Następnie druga lekcja i w końcu perykopa z Ewangelii. Profesorowi coś świtało gdy ją słyszał. Opowiadała o Synu Bożym wychodzącym na pustynię. „Ciekawe czy ją specjalnie wybrali...” przeszło uczonemu przez myśl. Trzeba było przyznać, że dobrze spasowała do okoliczności.
Po tym wszystkim przyszła kolej na homilię. Wygłaszał ją ojciec opat. Pierwsza jej część dotyczyła historii pustelnictwa. Opowiadał jego rozwój od Antoniego Wielkiego, poprzez Pawła skończywszy na Pachomiuszu. Cały ten wykład trwał około pół godziny. Następne dziesięć minut zeszło na tym jakie zadania czekają nowego pustelnika.
Gdy minęło kazanie ceremonia przeszła do właściwej swej części. Biskup stanął przy ołtarzu. Biały ornat trochę szeleścił przy tej czynności. Podano mu mitrę i pastorał.
  • Niech się zgłoszą Ci, którzy chcą się podjąć życia pustelniczego. - Powiedział tubalnym głosem ordynariusz.
  • Ja, brat Anastazy, zgłaszam się. - Odrzekł mnich.
Obaj podeszli do balasek. Mnich uklęknął na schodkach. Zaczął rozwiązywać białe cingulum, które opasywało jego biodra. Gdy to uczynił, zdjął płaszcz, szkaplerz oraz habit. Kiedy został tylko w spodniach oraz koszuli, biskup wyciągnął dłoń w kierunku jednego z kapłanów. Ów podszedł niosąc jakiś materiał, jak się okazało były to nowe szaty dla brata Anastazego.
  • Przyjmij tę czarną szatę jako symbol umarcia dla świata. - Ordynariusz rozpoczął obłóczyny. - O Boże, Panie nasz, niech przez Twoją łaskę brat Anastazy opuści sprawy tego świata i narodzi się dla Twojego Królestwa.
  • Amen. - Odparł mnich.
  • Przyjmij ten pas jako symbol rad ewangelicznych oraz pustelniczej dyscypliny. - Rzekł biskup podając gruby i szeroki, skórzany pas, którym przepasał się mnich. - O Boże, Panie nasz, niech przez twoją dobroć brat Anastazy żyje według Twych napomnień w doskonalszym wypełnieniu Twojej Ewangelii.
  • Amen.
  • Przyjmij ten krzyż jako symbol Zmartwychwstałego, któremu będziesz służyć dniem i nocą. - Nastąpiła chwila ciszy, podczas której mnich zakładał krucyfiks. - O Boże, Panie nasz, niech przez Twoją Opatrzność brat Anastazy nigdy nie przestanie żyć dla Twojej Chwały i zbawienia świata.
  • Amen.
  • Przyjmij ten biały płaszcz jako symbol łaski Bożej, która będzie na tobie spoczywać. - Biskup podał już ostatnią z rzeczy trzymaną przez kapłana. - O Boże, Panie nasz, okryj twego sługę szatą łaski, aby obmyty Krwią Baranka cieszył się radością zbawionych.
  • Amen. - Po tym ostatnim potwierdzeniu podano mu kartkę z rotą ślubów. - Ja, brat Anastazy od Miłości miłosiernej, świadomy swego wyboru ślubuję zachować czystość, ubóstwo oraz posłuszeństwo w posłudze pustelniczej. Dokonuję tych ślubów przed obliczem Boga, Jego sługą, naszym biskupem, Andrzejem, wszystkimi kapłanami i wiernymi Jego świętego Kościoła.
Boże Wszechmogący, za wstawiennictwem Świętej Matki i Wszystkich Świętych, proszę, dopomóż mi w ich wypełnieniu. - Po tych słowach mnich wstał i złożył kartkę na ołtarzu oraz podpisał się na jej dole.
***
Profesor siedział w swoim pokoju. Odpoczywał po tych wszystkich ceremoniach. Jako gość klasztoru został zaproszony na poczęstunek, który okazał się uroczystym obiadem z biskupem. Na szczęście nie był w centrum uwagi, więc kiedy nowy pustelnik wyszedł już do pustelni on sam przepraszając poszedł po kryjomu za nim.
Jednak niewiele udało mu się zobaczyć. Brat Anastazy spędził całe popołudnie w swoim eremie, a von Libera jedynie doczekał się odcisków spacerując tam i z powrotem czekając na jakiś ruch byłego mnicha.
Teraz spoglądał na ostatnie promienie zachodzącego słońca. Zastanawiał co ma dalej zrobić. Przecież nie może cały dzień siedzieć przed eremem, a także musi dalej prowadzić badania ksiąg. Choć do tego drugiego mu się nie spieszyło odkąd dowiedział się, że nie wszystkie książki są mu przekazywane.
Von Libera zamierzał się położyć i udać się w objęcia Morfeusza, ale coś go niepokoiło. Wyszedł na korytarz i przeszedł pod drzwi naprzeciwko jego pokoju. Zapukał cicho, ale nikt nie odpowiedział, więc nacisnął klamkę. Zamek ustąpił. Pomieszczenie wydawało się niezamieszkałe. Żadnych rzeczy osobistych, walizek czy też ubrań. Postanowił wejść i wyjrzeć przez okno na dziedziniec. Dojrzał cień przemykający się pod ścianą muru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz